Z wielkimi nadziejami i jeszcze większymi oczekiwaniami wyruszyłem w podróż do GlenDronach w czerwcu 2021 roku. Po blisko 2letniej przerwie wywołanej pandemią Covid-19, uczucie ekscytacji z powodu wizyty było szczególnie mocne. Sama destylarnia słynie wszakże z bardzo dobrych whisky. Nowa destylarnia, nowa podróż, nowe doznania. Co zastałem na miejscu? Ech… bezpiecznie napiszę, że miałem mieszane uczucia. Brak oprowadzania po zabudowaniach i produkcji, tragiczna gospodarz degustacji, w sumie całkiem przyzwoitych skąd inąd whisky i brak możliwości zabrania sampli do domu. Bądź co bądź, GlenDronach to 37ma odwiedzona przeze mnie destylarnia.
Przyznam się szczerze, że zastanawiałem się, czy ująć tego typu odwiedziny na mojej liście zwiedzonych destylarni. Po namyśle stwierdzam jednak, że bilet kupiłem, whisky piłem, na miejsce dotarłem. Poziom obowiązujących restrykcji (szkoda, że podczas zakupu biletów nie było o nich mowy) uniemożliwił wszakże dopełnienia obrazu o wycieczkę po budynkach. Ale na własną rękę wszedłem to tu, to tam… Zdjęcia w każdym bądź razie są!
Co do samych odwiedzin, część oficjalna ograniczona była tylko do degustacji o wspaniale brzmiącym tytule: Sherry Masterclass. W cenie 40 funtów spróbowałem 4 whisky (15yo, Cask Strenght Batch 9, 23yo Cask Bottling 1995 i 26yo Cask Bottling 1992) oraz 2 sherry, które leżakują w beczkach używanych później do produkcji whisky GlenDronach – zarówno Oloroso jak i Pedro Ximenez. Przyzwoity set pokazujący dość szerokie spektrum możliwości destylarni wzbogacony o ciekawostki. Dostępne są też mniej rozbudowane zestawy, a dla głodnych wrażeń prawdziwych wyjadaczy bar przygotowany jest znakomicie. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że nie kojarzę lepiej zaopatrzonego we własną whisky baru w Szkocji. Niewątpliwie jest to punkt odniesienia dla innych destylarni, w jaki sposób powinno wyglądać Visitor Center. O Hand Fillach i zwykłym sklepie nawet nie wspomnę. Skelp, bar i samą destylarnię rzecz jasna znaleźć można na północnym-wschodzie Szkocji, niedaleko miasteczka Huntly. Znajdująca się już w rejonie Highlands destylarnia dosłownie graniczy z rejonem Speyside. Z lotniska w Edynburgu dojedzie się tutaj dość łatwo w niecałe 3 godziny. Alternatywą jest lądowanie w Aberdeen, skąd w zaledwie 40 minut dotrzemy na miejsce. Większość trasy pokonuje się drogami szybkiego ruchu, chociaż wybór dróg lokalnych dostarcza większej ilości wrażeń – dla kierowców adrenaliny, dla pasażerów okrzyków zachwytu.
Wrócę jednak do samej degustacji. Prowadząca Pani, której imienia z grzeczności nie wymienię, kilkukrotnie przypominała, że pracuje w tym miejscu od ponad 10ciu lat. Nie wiem, na jakich stanowiskach do tej pory, ale poziom wiedzy o whisky wołał o pomstę do nieba. Zapisanie szczegółów 4 whisky na podkładce pod kieliszki z wymienieniem ich walorów smakowo/zapachowych na poziomie Masterclass to dla mnie zbyt wiele. Pozwolę sobie zabawić się w stand-upera i napiszę, że:
- było tak nudno, że największą atrakcją dla siebie samego byłem ja sam,
- było tak nudno, że w pewnym momencie zacząłem rozmyślać, czy dam radę w garażu zrobić taki stół jak mieli w tamtej sali,
- było tak nudno, że rozmyślałem, że gdy ja otworzę swój własny bar, to połączenie czarnych desek stropowych z ciemnym kolorem sufitu nie jest zbyt przytłaczające,
Nie skłamię, że była to jedna z najgorszych degustacji, w jakich miałem przyjemność (lub nieprzyjemność) brać udział. Pod względem prowadzenia rzecz jasna.
Płynnie przejdę może do czegoś ciekawszego, a więc do historii GlenDronach. Na fali boomu związanego z uproszczeniem przepisów dotyczących prowadzenia gorzelni (1823), grupa lokalnych przedsiębiorców i rolników postanawia powołać do życia destylarnię GlenDronach. Na ich czele staje James Allardice i swoje stanowisko utrzymuje do 1852 roku. Kolejne lata to rządy Waltera Scotta (1852-1887), spółki Leith (1887-1920), aż do przejęcia destylarni przez syna założyciela Glenfiddich – Charlesa Granta w 1920 roku. Kwota zakupu opiewa na 9000 funtów. Dopiero rok 1960 przynosi kolejną zmianę właścicieli. Firma William Teacher & Sons Ltd postanawia rozbudować zakład o 2 dodatkowe alembiki. Czasy współczesne to obecność Allied Breweries Ltd (1976-2005), które usypiają destylarnię na 6 lat, pomiędzy 1996 a 2002 rokiem. Pernod Ricard (2005-2008) przejmuje stery tylko na chwilę, ale zaznacza swoją obecność poprzez zakończenie ogrzewania alembików węglem. Tym samym ostatnia gorzelnia w Szkocji rezygnuje z tego typu rozwiązania. W 2008 roku nowym zarządcą zostaje The BenRiach Distillery Company, aby ostatecznie zostać przejętą przez Brown-Forman Corporation (2016). Producent Jack’a Daniells’a w ramach transakcji stał się właścicielem 3 destylarni: BenRiach, Glenglassaugh oraz oczywiście GlenDronach. Sporo tych przejęć trzeba przyznać.
Pisząc o GlenDronach nie sposób nie wspomnieć o postaci Billego Walkera. Ten miły pan, obecny w branży od ponad 50 lat mocno przysłużył się wspomnianym wyżej destylarniom, rozbudowując ich portfolio, zwiększając sprzedaż i umacniając ich pozycję na rynku. Sfinalizował również ostatnie przejęcie, ostatecznie żegnając się ze wspomnianym trio (Brown-Forman zapłacił za nie 285 milionów funtów). Jego miejsce zajęła Rachel Barrie, znana z Morrison Bowmore. Ptaszki śpiewają, że sprytny starszy pan nie pozostawił swojej następczyni łatwego zadania. Plotka głosi, że zapasy magazynowe nieźle uszczuplił z najlepszych beczek, a gdy zaczęło brakować dobrej whisky, biznes odsprzedał, a sam rozpoczął nową przygodę z GlenAllachie. Ile w tym prawdy? Ciężko stwierdzić, ale przykład 15yo Revival potwierdza, nie tylko w moim przekonaniu, że ta robiona za czasów Billego jest lepsza od obecnej, mieszanej przez Rachel. A wątpię, że Pani Barrie nie posiada umiejętności, aby swoją pracę wykonywać dobrze. Bliżej mi do wersji, że najzupełniej w świecie, nie ma jej z czego zrobić. Na odnowienie zapasów whisky musi poczekać, o ile korporacyjny gigant nie zacznie wcześniej słuchać księgowych.
A co do księgowych… Jest to w branży najbardziej znienawidzony zawód, winny upadkowi jakości whisky. Z informacji pozyskanych w trakcie degustacji dowiedziałem się, że planowane jest zwiększenie produkcji. Zniknął również zapis “non chill filtered” na etykiecie, co niewątpliwie nie wróży niczego dobrego. Jesteśmy o krok od dodawania karmelu i wprowadzania przytłaczającej ilości edycji bez określenia wieku. Cóż – cyferki muszą się zgadzać, aby akcjonariusze byli zadowoleni. A co z whisky? Dopóki wszystko się sprzedaje tak łatwo, kogo to obchodzi?
Gwoli ścisłości wspomnę pokrótce o możliwościach technicznych. GlenDronach produkuje około 1.3 miliona litrów czystego alkoholu rocznie, z 2 par alembików. Whisky jest nietorfowa (z drobnymi wyjątkami w postaci niedawnych nowości), w przeważającej mierze trafia do beczek po sherry, chociaż egzotyczne finisze i wypusty również się zdarzają. Część destylatu starzeje się także w beczkach po bourbonie, około 4-5 lat, aby resztę swojej drogi przebyć już w beczkach po sherry. Ilość edycji rocznikowych jest naprawdę imponująca, oferta podstawowa jest także rozsądna – słowem: jest w czym wybierać. Edycje u niezależnych bottlerów są bardzo skromne. Jeśli ktoś taką spotka, warto próbować!
Co przyniesie przyszłość? Zobaczymy. “Po owocach ich poznacie”, ale powiedzmy to sobie szczerze: wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że może być różnie. Ja zacząłbym od schowania do szafy Pani prowadzącej degustację. Na samą myśl o tak spędzonej 1,5h, aż chce się powiedzieć: Kyrie Eleison…
Tymczasem w kieliszku
GlenDronach 12 yo, OB, 43%