GlenAllachie

G, Highland, Speyside, Zwiedzone

Pandemia pandemią, ale gdy na horyzoncie widać choćby małe zielone światło – czas ruszyć na zwiedzanie! Niewielkie okno pogodowe pojawiło się w czerwcu 2021 roku, po prawie 2letniej przerwie od ostatniej zwiedzonej destylarni. Urlop został zaplanowany i chociaż 95% Speyside wciąż pozostawało w uśpieniu, decyzja o wyruszeniu w podróż była oczywista. W akompaniamencie pierwszego ciepłego tygodnia tego roku, GlenAllachie została 36tą dogłębnie zwiedzoną destylarnią.

Sam tour, o ile można go tak szumnie nazwać, okazał się zaproszeniem na degustację opatrzoną filmem wyjaśniającym historię, produkcję i whisky spod szyldu GlenAllachie. Panujące wciąż obostrzenia nie pozwoliły na zwiedzanie ani budynków ani magazynów. Nie odczułem jednak dotkliwie tej niedogodności, ponieważ gospodarz spotkania – Graham – chętnie wstrzymywał film i odpowiadał na liczne pytania. W ramach wybranego biletu w opcji rozszerzonej otrzymałem do spróbowania 2 whisky z serii Hand Fill (Rioja Wine Barrel i Ruby Port Hogshead), oficjalną 18letnią oraz torfową, 21letnią blended malt z serii MacNair’s. W ramach biletu podstawowego większy nacisk kładzie się na whisky ze standardowego portfolio. Po części oficjalnej, wybrałem się jednak na mały rekonesans. Zdjęcia zrobiłem, dystans społeczny zachowałem.

Aby dotrzeć na miejsce trzeba wyruszyć w podróż do centrum Speyside. Destylarnia znajduje się w miejscowości Aberlour, jadąc z południa drogą A95 wystarczy zjechać w boczną drogę przed samym centrum miasta. Z daleka ukaże się gigantyczne logo namalowane na jednym z magazynów – trudno przegapić to miejsce. Dla spragnionych większej ilości wrażeń najbliższa destylarnia – Aberlour oddalona jest o 20 minut spacerem od GlenAllachie, a okolica naprawdę zachęca do pieszych wycieczek (warto zobaczyć niewielki wodospad Linn Falls na Aberlour Burn). W samym mieście obowiązkowo wypada zatrzymać się w barze The Mash Tun, uzbrojonym po zęby w whisky z serii Family Cask od Glenfarclas, a resztę dnia dopełnić w przyzakładowym sklepie z maślanymi ciasteczkami Walker’s Shortbread. Tyle w kwestii okolicy i dojazdu.

GlenAllachie jest stosunkowo młodą destylarnią – powstała na przełomie 1967 i 1968 roku z inicjatywy Scottish & Newcastle Breweries, Mackinlay McPherson Ltd. Jej głównym przeznaczeniem miało być dostarczanie whisky na potrzeby blendów z rodziny Mackinlay. Warto wspomnieć, że GlenAllachie została w całości zaprojektowana przez William’a Delme-Evans’a, którzy zaplanował również takie destylarnie jak Jura, Tullibardine i Macduff. Projekt zakładał maksymalne uwzględnienie sił grawitacji w planowaniu produkcji, aby obniżyć zużycie energii. Sprytnie. W 1985 roku przedsiębiorstwo staje się częścią grupy Invergordon, która jeszcze w tym samym roku postanawia wstrzymać produkcję. Rok 1989 przynosi kolejną zmianę właścicieli – Campbell Distillers, będąca później częścią Pernod Ricard – przejmuje stery i z miejsca wznawia produkcję. Ciekawym jest, że pierwsza single malt (wydana nie jako wypust oficjalny, a jako część serii Cask Edition spółki matki) pojawia się dopiero w 2005 roku. Ostatnie przejęcie odbiło się głośnym echem w branży. Rok 2017 to przejęcie destylarni przez trio złożone z legend świata whisky. Billy Walker, Trisha Savage i Graham Stevenson kupują gorzelnię i rozpoczynają nową, zupełnie odmienną erę. Działają szybko, bo już w lutym 2018 roku pojawia się mini seria 6 butelek z okazji 50-cio lecia funkcjonowania destylarni, w lipcu tego samego roku zaprezentowane zostaje oficjalne portfolio (10yo, 12yo, 18yo i 25yo), a listopad przynosi MacNair’s Lum Reek – blended malt’a stworzonego oczywiście przez Billego Walkera. Ten fachowiec działał wcześniej przez wiele lat w destylarniach BenRiach, GlenDronach i Glenglassaugh i tworząc swoją legendę doszedł do takiego miejsca, iż podczas touru mówiono o nim, iż “czego się nie dotknie, zamienia to w złoto”. W byciu Midasem świata whisky nie zatrzymuje się wszakże ani na chwilę, ponieważ ilość wypuszczanych single casków, hand filli, edycji finiszowanych w najrozmaitszych beczkach czy innych cudów jest szczerze powiedziawszy przygniatająca. Wystarczy tylko spojrzeć na listę pozycji zabutelkowanych po 2018 roku… Jak grzybów po deszczu.

Sama destylarnia jest w pełni zautomatyzowana i przypomina doskonale zaprojektowaną maszynę. Sterowanie całością produkcji zza ekranu komputera wymaga zatrudnienia zaledwie dwóch osób. W ten sposób z 4 alembików płynie rocznie około 4,2 miliona litrów czystego alkoholu. Aby całość przetransportować do jednego z 14 magazynów wysokiego składowania lub 2 klasycznych magazynów typu dunnage, wystarczy zatrudnić 5 osób. I tak, obsługa całej destylarni to 7 istnień ludzkich. Przychodzi na myśl stwierdzenie, że “nie sztuką jest coś wyprodukować, sztuką jest sprzedać”. Zestawiając resztę personelu, czyli dział handlowy, visitor center itp. The GlenAllachie Distillers Company Limited zatrudnia niewiele ponad 20 osób. Ale informacja, która zainteresowała mnie najbardziej to długość fermentacji. Dochodząca do 163(!) godzin, pozwalająca na maksymalną produkcję estrów. Robi wrażenie przy standardach, gdzie jako długą fermentację uznaje się taką w okolicach 100 godzin.

Jak wspomniałem 2 akapity wyżej, ilość edycji występująca w ofercie GlenAllachie na dzień dzisiejszy jest ogromna. Gama wykorzystywanych do starzenia beczek jest bardzo szeroka, zapewnia Billemu Walkerowi duże pole do popisu. 2 magazyny typu dunnage zostały stworzone tylko po to, aby maestro miał łatwiejszy dostęp do najbardziej obiecujących egzemplarzy. Możliwe jest również znalezienie whisky z GlenAllachie u niezależnych bottlerów, Duncan Taylor i Signatory byłyby moimi pierwszymi sugestiami. Jestem jednak przekonany, że Billy nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, a kolejne edycje będą pojawiać się regularnie. Konia z rzędem temu, któremu starczy środków na spróbowanie choćby połowy tego, co ukaże się na rynku.

Tymczasem w kieliszku

GlenAllachie 11 yo, OB, 48%, Wine Cask Series, Grattamacco

Zaprezentowana jako trzecia spośród czterech whisky w trakcie degustacji online prowadzonej przez samego Billego Walkera. Absolutna egzotyka, jak sięgam pamięcią nie spotkałem się z whisky starzoną w beczkach po tym winie. Ba! O samym winie nigdy wcześniej nie słyszałem. Doczytałem tylko, iż jest to wino z Toskanii, czerwone, doskonale pasujące do dziczyzny, czerwonych mięs oraz średnio dojrzewających serów. Ogólnie trudno je zdobyć, ceny są wysokie, ale zapiszę sobie z tyłu głowy, żeby przy najbliższej okazji spróbować choćby małej lampki.

Jeśli mówimy jednak o samej whisky, to od razu rzuca się w oczy niesamowity, różowy kolor trunku. Piękna, rzadka przypadłość. Billy Walker opisują ją następująco: “W smaku uderza wrzosowym miodem, tak charakterystycznym dla whisky z GlenAllachie. Dalej brzoskwiniami i nektarynkami, toffee i migdałami. Koniec wyznaczają wiśnie i skórka pomarańczy. Świetnie zbalansowana.” Nie zgodzę się co do ostatniego zdania, nawet jako trzecia w zestawieniu, mocno uderza alkoholem w nos. Ale ja jeszcze nie wypiłem tyle co Pan Billy, czekają mnie jeszcze lata ciężkiego treningu, aby chociaż zbliżyć się do poziomu percepcji Maestro.

Dla mnie ta whisky jest bardzo nietypowa, nieprzewidywalna i interesująca. Przeładowana toffee, jakby cukiernik podał mi deser sticky toffee pudding w wersji płynnej. Z drugiej strony lekko kwaśna i cierpka. Pierwsze uderzenie słodyczy w potężnej ilości(krówki, karmelki, cukierki Iryski), później szybko gasnący finisz(wiśnie i gorzka skórka pomarańczy przez ułamek sekundy). Trudna do porównania i zdefiniowania. Z pewnością whisky z gatunku “innych”, myślę, że nawet zaawansowanego gracza potrafiłaby zaskoczyć. No i tej różowy kolor…

GlenAllachie 12 yo, OB, 48%, Wine Cask Series, Sauternes, 6000 butelek

Zaprezentowana jako pierwsza spośród czterech whisky w trakcie degustacji online prowadzonej przez samego Billego Walkera. Maestro przyjął tylko jemu znany klucz doboru kolejności. Ani wiek, ani zawartość alkoholu nie zdradzała zamysłu. Datowany na 24 czerwca 2021 roku event nosił dumną nazwę “Wine Cask Series live tasting”. I co by nie mówić, był to wieczór całkiem udany.

Osobiście, z dużą rezerwą podchodzę do whisky finiszowanych w różnego rodzaju beczkach po winach. Sauternes z resztą spisałem na straty na samym początku. Bo cóż ciekawego można osiągnąć z 12letniej whisky po tym słodkim, białym winie? Otóż bardzo wiele. Moje zdziwienie było tym większe, że to naprawdę fajna whisky. Bardzo lekka, owocowa, zdecydowanie do picia w okresie wakacyjnym. Billy opisywał ją jako whisky “pełną wrzosowego miodu, brzoskwiń, mango i bananów. Później pojawiają się nuty grejpfruta, finiszuje cynamonem i migdałami”. Coś w tym jest. Sam określiłbym ją jako sałatkę z owoców tropikalnych. Czułem też coś na smak sernika, sporo było kremowej śmietanki i ananasa. Zasadniczo bardzo udana pozycja, według mnie zwycięzca degustacji.

W tym miejscu jeszcze kilka uwag: samo wydarzenie odbywało się w bardzo miłej atmosferze, padały pytania, uzyskiwano odpowiedzi. Billy nie spieszył się, z chęcią opowiadał o samej destylarni i planach na przyszłość. Ale gdy rzuciłem okiem na tę whisky w sieci, całość doznań smakowo-zapachowych opisywanych przez gospodarza była żywcem przeczytana z opakowania. Nawet kolejność się zgadzała. Czyżby sam pisał ten opis i się go tak bacznie trzymał? Kto to wie… Koniec końców nie zmienia to mojej oceny. Jest to dobra pozycja, w rozsądnych pieniądzach. Czyżby kreator tej serii i właściciel destylarni w jednym znowu dorwał najlepsze beczki, zabutelkował dobre whisky i chciał wypromować GlenAllachie jako destylarnię z górnej półki? Może obcujemy właśnie z narodzinami kolejnej GlenDronach? Czas pokaże, a tymczasem pozostaje nam tylko dalej degustować kolejne pozycje.

GlenAllachie 13 yo, OB, 48%, Wine Cask Series, Rioja, 7680 butelek

Zaprezentowana jako druga spośród czterech whisky w trakcie degustacji online prowadzonej przez samego Billego Walkera. Wino Rioja nie pojawia się w świeci whisky zbyt często. Szczerze, miałem nawet problem z prawidłową wymową, ale dzięki uczestnictwu w tym zacnym wydarzeniu nadrobiłem swoje braki. Wielkim miłośnikiem wina nie jestem, ale w sieci można wyczytać, że Rioja to nazwa zarówno wina jak i regionu jego produkcji zlokalizowanego w Hiszpanii wzdłuż rzeki Ebro. I tak Maestro zwrócił uwagę, że opisywana tutaj whisky starzona była w beczkach z dębu hiszpańskiego. Co do walorów smakowo-zapachowych dowiadujemy się, iż “whisky przepełniona jest czerwonymi jagodami, migdałami i skórką pomarańczową. Idealnie zbalansowana, długo rozgrzewa i finiszuje dość kwaśnie, z odrobiną grejpfruta i szczyptą anyżu”. Muszę przyznać rację co do balansu pomiędzy kwasowością a słodyczą w tej whisky. Pije się ją łatwo, przy czym zmienia swoje oblicze w trakcie trwania choćby jednego łyka. Jest zarówno gęsta jak i delikatna, zdecydowanie bardziej konkretniejsza niż siostrzana edycja po Sauternes.
Znowu przyzwoita whisky, wobec której miałem mniejsze oczekiwania. Zaskoczyła mnie na plus, zdecydowanie. Osobiste preferencje uplasowały ją na drugiej pozycji (zaraz za wersją finiszowaną w beczkach po winie Sauternes). Billy Walker ma jednak rękę do whisky z beczek po winie. Albo nos, jak kto woli.