Pozwolę sobie zaryzykować stwierdzenie, iż destylarnia Jura, leżąca na wyspie o tej samej nazwie, jest destylarnią ciekawą, w której dominują paradoksy, sprzeczności oraz niestworzone historie. Destylarnia o niesamowitym klimacie, odwiedzana przez osoby, które nie pojawiają się tam przypadkowo. Wizyta na wyspie jest wizytą zaplanowaną, logistycznie i czasowo, a sam zakład eksplorują osoby, które z dużą dozą prawdopodobieństwa, widziały już wcześniej inne obiekty tego typu. Kulturowe dziedzictwo i tak mocne związanie destylarni z wyspą to ewenement w skali całego kraju. Tyle inności i specyfiki w jednym miejscu ostatecznie przekonało mnie, po niemal 4 latach spędzonych w Szkocji, że wrzesień 2018 będzie doskonałym czasem, aby zawitać w progi destylarni Jura. Oferująca różne rodzaje wycieczek destylarnia otwarta jest przez większość roku. Tour nie wyróżniał się niczym szczególnym, może jedynie bardzo sympatycznym, kudłatym przewodnikiem.
Planując podróż możemy natknąć się na kilka przeszkód, czasem niezależnych od nas samych. Podróż na wyspę jest długa i dosyć kosztowna. Po pierwsze musimy dotrzeć do portu, który umożliwi nam przedostanie się na sąsiednią wyspę Islay. Port Kennacraig, bo o nim mowa mieści się w połowie półwyspu Kintyre, jakieś 3 godziny jazdy samochodem z lotniska w Glasgow. Na miejscu zostaniemy załadowani na prom i możemy wypłynąć na szerokie wody w kierunku Islay. Przewoźnikiem na tym etapie podróży jest Calmac, który w cenie £13.80 zapewnia przejazd w dwie strony dla jednej osoby oraz co ważne pobiera £68.60 za samochód osobowy. Do wyboru mamy dwa porty – południowy Port Ellen (tak, ta sama miejscowość co legendarna, zamknięta na tę chwilę destylarnia) tuż obok Laphroaig, Lagavulin i Ardbeg, oraz północny Port Askaig tuż obok Bunnahabhain i Caol Ila. Mniej wytrwali podróżnicy słysząc powyższe nazwy mogą rezygnować z dalszej podróży na wyspę Jura, skoro tyle dobrego jest na wyciągnięcie ręki. Nam jednak wystarczyło siły, aby w Port Askaig wsiąść na “prom” na Jurę. Ta jednostka już w niczym nie przypominała tej z Kennacraig, a 1,5 kilometrowa podróż na pokładzie tego okrętu jest dosyć osobliwa. W cenie £1.80 za osobę oraz £9.45 za auto w jedną stronę dobijamy do właściwego portu Feolin. Stąd już pozostaje ostatni odcinek do pokonania na 4 kółkach do miejscowości Craighouse, czyli finalne 8 mil. I już. Proste, prawda? Wystarczy mieć cały wolny dzień na podróż z przystankami, pełny bak paliwa, luźne £120 i zabukowane noclegi w cenie centrum Rzymu. I wszystko to, o ile pogoda pozwoli, ponieważ Calmac uwielbia odwoływać kursy ze względu na wiatr, deszcz, sztorm, czy śnieg. Brzmi to jak wyprawa po garnek ze złotem na końcu tęczy… A jaki garnek faktycznie znajdujemy?
Znajdujemy przede wszystkim przyrodę i naturę w wydaniu prawie wcale nietkniętym przez człowieka. Zarówno Islay jak i Jura to doskonałe miejsca do wypoczynku oferujące plaże, góry czy torfowiska. Skupmy się jednak na samej Jurze. Wyspę zamieszkuje, wedle różnych rachunków od 200 do 500 osób. W przy tej wielkości wyspie daje to 1 osobę na kilometr kwadratowy. Zestawiając te dane z populacją jeleni w liczbie z przedziału 5000-7000 łatwiej o spotkanie z rogaczami niż z ludźmi. Co więcej jelenie te są tak zuchwałe, iż podjadają jedzenie z paśników przeznaczonych dla bydła – widać, że czują się na wyspie w większości. Co w takim razie robi dość spora destylarnia na takim odludziu?
Na to pytanie nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć. Legalnie destylujący spirytus zakład powstał tu w 1810 roku z inicjatywy Archibalda Campbella. Wielokrotne zmiany właścicieli nie uchroniły obiektu przed zamknięciem w roku 1901. Wyspa została pozbawiona swojej whisky na całe 62 lata, aby w 1963 roku znów móc cieszyć się własnym trunkiem. W dużej mierze do odbudowy zakładu przyczyniło się masowe wyludnianie wyspy z uwagi na brak pracy. Aby proces ten zatrzymać, Robin Fletcher oraz Tony Ridley-Smith (właściciele prawie całej wyspy) postanowili przywrócić do życia destylarnię Jura. Kilka kolejnych zmian właścicieli wyklarowało obecny kształt zakładu. Dzisiejszy zarządzający, firma Whyte & Mackay, ostatecznie rozbudowała destylarnię wyposażając ją w 4 alembiki produkujące 2.2 miliona litrów czystego alkoholu.
W jaki sposób destylarnia wciąż jest rentowna? Nie mam pojęcia. Szaremu człowiekowi ciężko jest dostać się na wyspę, a co dopiero regularnym transportom jęczmienia z głębi lądu. Co więcej destylarnia przez bardzo długi czas produkowała tylko lekkie, nietorfowe whisky. Bliskość Islay oraz wszechobecne pokłady torfu nie były brane pod uwagę jako zaleta do praktycznie 2002 roku, kiedy to światło dzienne ujrzała lekko torfowa Jura Superstition. Pomimo tych wszystkich prób pójścia pod prąd, whisky jest ogólnie dostępna w Szkocji, spotkać ją można w prawie każdym dyskoncie i w większości pubów. Najnowsze plany produkcyjne przewidują starzenie destylatów w najróżniejszych rodzajach beczek, a portfolio produktów zostało w 2018 roku zaktualizowane o nowe koncepcje whisky. Bardziej wytrawni poszukiwacze mogą natknąć się edycje od niezależnych wydawców.
Destylarnia Jura pracująca w miejscu, które nie ma ekonomicznego uzasadnienia, konkurująca z destylarniami ulokowanymi w głębi lądu przy wygodnych szlakach komunikacyjnych, udowadnia, że jak się chce, to można. Whisky z logo Jura nie jest uważana, za whisky dobrą, nastawiona jest na produkcję tańszych pozycji, rozcieńczanych i barwionych na potęgę karmelem. Na łamach mojego bloga postaram się podjąć próby znalezienia tych dobrych i bardzo dobrych pozycji. Jestem przekonany, iż tworzona w takim miejscu whisky czasem musi zaskoczyć!
Tymczasem w kieliszku
Jura Journey, OB, 40%
Zdarza się tak, iż ojciec wpadnie w odwiedziny i przyniesie coś do wypicia. Pech chciał, iż tym razem Jura Journey była w promocji w lokalnym sklepie. Usiedliśmy przy niej jednego wieczoru i oczy zaszły nam łzami. Niby nowe rozdanie, odświeżony branding, zmieniona linia produktów. I na wstępie taka tragedia. Alkoholowo-kartonowa whisky. Przecieka między zębami i omija język. Nie ma wanilii, o kokosach to nawet nie wspomnę, zapachu ciasteczek też zabrakło. Z deklarowanych na etykiecie smaków cynamonu, gruszek, orzechów i toffi fudge wyczułem bimber z małopolski i rozpuszczalnik. Piecze i szczypie ten zacier w kolorze karmelu. Tak zepsuć whisky to potrafi tylko Jura. Jedyne co zrobiła dobrze, to rozgrzała przełyk. Ech… Tym razem zaskoczenia nie było. Użyte beczki z białego dębu po Bourbonie zbyt dużo nie dały. Ale czego można się spodziewać po whisky, która niedługo po premierze jest przeceniona w sklepie?
Jura Seven Wood, OB, 42%
Na wstępie powiem szczerze, iż nie ufam tego typu zabiegom. Użycie 7! (słownie: “siedmiu”) różnych typów drewna do starzenia whisky jest procesem tak przypsadkowym, iż nie da się otwarcie przewidzieć końcowego rezultatu. Po prostu nie i koniec. Nie da się także przewidzieć trajektorii kul bilardowych po zetknięciu się ich siedmiokrotnie. Nie da się i już. Ale podejdźmy do tej whisky fachowo i odpowiedzialnie, jak do każdej innej i dajmy jej szansę. W zapachu dość delikatnie, nie odrzuca, nie powala, a momentami nawet intryguje. Jest wręcz owocowo i letnio. Przyjemnie rozgrzewa i przywołuje na myśl rekreacyjny ogródek działkowy latem. Zapach na plus. W smaku – lekka słodycz, wciąż delikatnie i nienachalnie, nietypowo, bo wyczuć można wyraźnie żółte owoce (brzoskwinie? morele?), ale i akcent dębu nie pozostaje obojętny. Niestety, bardzo płasko i jednostajnie. Całość zamyka szczypta przypraw, odrobina pieprzu. Nadal nie jest źle. Finisz to już niestety klasyczna Jura – sekunda i po sprawie. Ostatecznie nawet zastanawiam się czy w ogóle była to sekunda. Podsumowując: efekt końcowy jest zadowalający, eksperyment się udał, chylę czoła, bo martwiłem się o wynik do samego końca. W kategorii “daily dram” ta whisky powinna spełnić swoje zadanie. A i te ponadprzeciętne 2% to przysłowiowe “oczko puszczone w stronę konsumenta”. Głowy nie urwie, ale jak na poziom whisky z destylarni Jura, Seven Wood uplasuje się powyżej średniej.
Jura Superstition, OB, 43%
Kiedy 24 października 1972 roku Stevie Wonder wydał płytę Talking Book, pojawił się na niej utwór zatytułowany Superstition. Nikt w tym czasie w destylarni Jura nie pomyślał nawet o tym, aby jeden ze swoich trunków nazwać tak samo. I o ile w przypadku Steviego możemy mówić o sukcesie, o tyle w tworzeniu whisky Superstition sukces jest pojęciem względnym. Propozycja debiutująca w 2002 roku jest kombinacją destylatów torfowych i nietorfowych. Efektem końcowym jest whisky o profilu lekko zadymionym. W odbiorze bardziej treściwa niż wersja 10 letnia. Zapach jest ciekawszy, bardziej skomplikowany, ale i tak daleko mu do ideału. W smaku dość przewidywalnie, lekka wędzonka, trochę orzechów i gorzkie cytrusy. Niestety wszystkiego tylko troszkę, po plan pierwszy zdominował mokry karton i zboże. Finisz rozgrzewa, jak to Jura ma w zwyczaju. Mimo wszystko, w tej kategorii cenowej i w takiej dostępności jest to whisky, którą można wypić. Ma też dodatkową zaletę – w przyjemny sposób rozbudowuje zasób słów w języku angielskim. Superstition bowiem znaczy przesąd lub zabobon (drugie znaczenie przypadło mi do gustu o wiele bardziej, bo kto jeszcze dzisiaj używa słowa “zabobon”!). W każdym razie za Superstition dziękujemy Steviemu, a Jurze niekoniecznie.
Jura Prophecy, OB, 46%
Proroctwo (bo tak trzeba tłumaczyć wyraz Prophecy) to whisky pokazana szerokiemu światu w roku 2009. Mocno torfowa whisky o podwyższonej mocy do 46%, starzejąca się w beczkach z francuskiego dębu. Zapowiada się dobrze i ogólnie dobrze jest. Potężne uderzenie torfu jest wyczuwalne w każdym momencie. Dodatkowe kilka procent alkoholu również daje się we znaki, ale tylko w pozytywnym sensie. Pomimo wędzonego tornada w nosie można wyczuć inne zapachy, lekko owocowe, delikatnie wytrawne, ale o szczególną weryfikację chyba się nie pokuszę. Może jabłka, może gruszki, wszystko w tej whisky jest niejasne, co dodaje jej swego rodzaju uroku. Można więc założyć, że w jakości produktów z destylarni Jura, im większa moc i im większa torfowość tym dla ich whisky lepiej. Gdyby ktoś powiedział mi, że jest to whisky z Islay, najprawdopodobniej dałbym się nabrać.
Jura Turas-Mara, OB, 42%
Whisky z oferty Travel Retail do której mam sentyment szczególny. Tą właśnie pozycją obdarowaliśmy naszych przyjaciół w dniu ich ślubu. Turas-Mara to w dosłownym tłumaczeniu z gaelickiego “długa podróż”. Historia prawdziwa, ponieważ czym innym jest zawarcie małżeństwa, niż startem w taką podróż właśnie? Whisky tworzona z kompozycji destylatów dojrzewających w beczkach po Bourbonie, sherry oraz porto i w specjalnie selekcjonowanych beczkach z francuskiego dębu. Pamiętam jak dziś zamiłowanie przewodnika destylarni do omawiania różnych rodzajów używanego drewna do produkcji beczek. Coś musi być na rzeczy. Co do samego trunku, pomimo braku oznaczenia wieku, whisky jest wyjątkowo bogata i ułożona. Przyjemne doznania zapachowe z orzechami na pierwszym planie powoli ustępują przyprawowej wytrawności. Jest owocowo, korzennie i różnorodnie. W smaku nie gryzie, daje się do siebie przekonać – jest może trochę zbyt dębowo. Dębowo do tego stopnia, że finisz w mojej ocenie to już samo drewno. Jednak dla zapachu propozycja godna uwagi. Chyba jesteśmy już z tego znani, iż weselników obdarowujemy whisky, przy najczęstszych uśmiechach Panów Młodych.
Jura Red Wine Cask Finish, OB, 40%
Czy wiesz Drogi Czytelniku jak wygląda Święty Mikołaj w lipcu? Otóż jest łysy, z opalenizną w kształcie czapeczki bejsbolowej na głowie i ma na imię Konrad. A w torbie z prezentami, oprócz wybornych sampli, przywozi whisky z wyspy na której mieszka. I tak oto zostałem dumnym posiadaczem litrowej butelki Jura Red Wine Cask Finish. Za marketingiem w koncernie Whyte & Mackay przestałem nadążać już dawno – ledwie co zmienili portfolio dla destylarni Jura, a tu kolejne nowości i dalsze zmiany. Whisky dedykowana dla sieci Sainsbury’s finiszowana w beczkach po czerwonym winie. W jakim dokładnie? Pewnie wstyd powiedzieć. 40% sprawia, że whisky pachnie jak woda. To akurat dobry znak, bo lepiej w tej branży być nijakim, niż kiepskim. Dobra – czepiam się, jest troche czekolady w zapachu, ale też i lakieru do paznokci i landrynek. Można powiedzieć, że wychodzi na zero. W smaku nic szczególnego – dalej wodniście, troszkę mokrego kartonu i siana. Ogólnie mocno przeciętnie, ale co najważniejsze, nie odrzuca niczym szczególnym, nie ma tu złych nut, alkoholowości czy innych niepożądanych akcentów. Finiszu po prostu nie ma. I tak jest to kolejna Jura, o której się zapomni i zapewne za rok w jej miejsce wymyśli się coś nowego. Ciekawe tylko, jak długo destylarnia może wykorzystywać “efekt nowości” … ? W każdym razie – dzięki Konrad. Wypijemy, jak mnie znowu odwiedzisz!
Jura 10 yo Origin, OB, 40%
Fundament w szerokiej ofercie destylarni Jura. W Szkocji dostępna absolutnie wszędzie, zaczynając od stacji benzynowych, przez sklepy osiedlowe i puby w centrach miast, na hotelowych loggiach kończąc. Całość przelana do bardzo ładnych, unikatowych w branży butelek. I na tym ogłaszam koniec zalet. Whisky nie zachwyci, nie przewróci (chyba, że w dużej ilości), nie zmieni też whiskowego światopoglądu. Potraktowana domieszką karmelu w ilości mogącej zemdlić największego cukiernika. W odbiorze mocno zwyczajna, wypije się z braku innych, wyższych celów. Zapach słomy i kartonu to niekoniecznie aromaty, których poszukuję. W smaku oleista, rozgrzewająca o bliżej niezidentyfikowanej palecie. Z pewnością jest to propozycja dla osób rozpoczynających przygodę z single maltami, z uwagi na niską cenę. Cieszyć może też deklaracja wieku. Nastały smutne czasy, żeby o tym w ogóle wspominać…
Jura 12 yo, OB, 40%
Wybrana spośród najnowszych wypustów 12letnia Jura zadegustowana w destylarni. Cieszyć może fakt, iż właściciele koncernu zdecydowali się na zmianę podstawowej oferty whisky Origin, Superstition i Prophecy na wersje z oznaczeniami wieku – 10, 12 i 18letnią. W wariancie 12 letnim mamy do czynienia z prostą metodą tworzenia trunku – główne starzenie w beczkach po Bourbonie i finisz w beczkach po sherry Oloroso. Efekt końcowy na pierwszy nos jest mocno przeciętny. Znajdzie się odrobina pikanterii, ale sam nie mogę się zdecydować czy to wciąż opary alkoholu czy już powstałe podczas dojrzewania estry. Czuć siano i zboże, odrobinę lakieru do paznokci na fundamencie złożonym z wanilii i tektury. Nie jest to największe zmysłowe doświadczenie na świecie, ale jakieś jest. W smaku (w tej kategorii cenowej) nawet pijalny, wchodzi dość gładko, dość gęsty. Zaryzykuję stwierdzeniem, iż gdzieś w głębi ukrywa się mleczna czekolada. O wiele ciekawsze w smaku niż zapachu. Finisz natomiast jest kilkusekundowy i znika szybciej niż przychodzi. Mocno nierównomierna whisky, sprawia wrażenie o wiele młodszej, niezbalansowana i dość dziwaczna. Czyli jak na whisky z Isle of Jura przystało, początek tabeli produktów na przeciętnie miernym poziomie. Wypić, odhaczyć i zapomnieć – taka moja rekomendacja.
Jura 12 yo Elixir, OB, 40%
O wiele bardziej nieuchwytna propozycja Jury, w porównaniu do klasycznych wypustów. Mnie udało się jej spróbować w trakcie National Whisky Festival w Glasgow w 2017 roku. I pamiętam jak dziś, że wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Jednak proste i sprawdzone rozwiązania to czasem najlepsza droga do stworzenia whisky dobrej i smacznej. Połączenie whisky starzonej w beczkach po Bourbonie oraz whisky z beczek po Oloroso sherry daje z reguły zadowalające rezultaty. I tak jest w tym przypadku – trunek ma wszystko czego można się po nim spodziewać: aromaty suszonych owoców, rodzynek i bakalii oraz waniliową słodycz i rozgrzewający finisz. Dodatkowo jest zastanawiająco słonawa. Irytuje niestety dodatek karmelu, w przerażających ilościach oraz obniżenie zawartości alkoholu – tak typowe dla produktów spod szyldu Jura. Czasem jednak mniej znaczy więcej.
Jura 16 yo Diurachs’ Own, OB, 40%
Podobno pełnoletność zaczyna się po 18stce, prawdziwe życie po 40stce, szybka jazda samochodem po 170 km/h, wszystkie ośmiotysięczniki powyżej 8000 metrów n.p.m., a whisky Jura od wersji 16 letniej. Podobno wszystkie młodsze można od razu lać do zlewu. Podobno twierdzi tak większość znawców i blogerów. Podobno. Nie mam nic przeciwko wersji 16 letniej, ale w niektórych przypadkach młodsze wypusty też się sprawdzają. Co do głównego bohatera to faktycznie, wymagał już odrobiny zaangażowania. 14 lat dojrzewania w beczkach pierwszego napełnienia po Bourbonie i dwuletni finisz w beczkach po Amoroso Oloroso sherry. Rezultat? Przyjemna i ciekawa whisky o bogatym charakterze. Ciężki orzechowy zapach przeplatany tytoniem i suszonymi owocami. Sporo przypraw oraz nienachalny wpływ dębowej beczki. Ale znów barwiona na potęgę o zredukowanej mocy. Gdzie logika? Gdzie sens? Ta whisky nie jest zła, ale aż strach pomyśleć, jak dobra mogłaby być!
Whisky o szczególnie dla mnie, sentymentalnym charakterze. Degustowana na Jurze, w Jura Hotel (chyba jedynym lokalu na wyspie), znajdującym się na przeciwko destylarni Jura. Nic więc dziwnego, że wybór trunku, który miał umilić wieczór, padł na Jurę. I to w dodatku w tak ciekawej odsłonie. Z whisky od Signatory jest wprawdzie różnie, można trafić prawdziwe arcydzieła i kompletne niewypały. Opisywany przypadek dotyczył połączenia 2 beczek po Bourbonie z których otrzymano zaledwie 285 butelek. Whisky przyjemna, bardzo cytrynowa i orzeźwiająca. 24 lata starzenia nadały jej bardzo łagodnego i ułożonego charakteru. Przeszkadzał mi odrobinę alkohol, który potrzebował odrobiny czasu na uspokojenie w kieliszku. Później jednak było już tylko lepiej. Gdyby nie jeden, dość intrygujący szczegół: whisky została opatrzona na etykiecie napisem “Heavily Peated”. Moje odczucia nijak miały się do sugestii producenta. A wiem co piszę, ponieważ kilka dni wcześniej ujarzmialiśmy torfowe potwory z Lagavulin, Laphroaig czy Bowmore. Z całą pewnością, ktoś delikatnie przesadził z interpretacją wyrażenia “mocno torfowy”. Ale whisky jako całość – wyjątkowo zadowalająca.
Jak to u mnie bywa z whisky marki Jura, degustowana na Jurze, w hotelu Jura, na przeciwko destylarni Jura. To już mała tradycja, bo cóż innego można tam wypić, skoro dotarło się na koniec Szkocji? Z whisky związana jest mała anegdota, otóż zapytawszy Panią Barman o jakiś szczególny wypust z destylarni Isle of Jura, zaproponowała mi edycję Seven Wood. No cóż, na półce widziałem coś bardziej oryginalnego, wskazując opisywaną w notce butelkę. Niestety – Pani Barman poinformowała mnie, iż jest “bardzo droga”, mianowicie musiała sprawdzić, iż kosztowała 9 funtów za drama. Zrobiło mi się smutno – czy aż tak biednie wyglądałem pod koniec całego dnia podróży? Mniejsza z tym – wróćmy do whisky. Albo w sumie nie ma do czego wracać, bo whisky była tak potwornie zła, iż myślałem, że ktoś zapomniał wypłukać kieliszek z płynu do mycia naczyń. Potwornie alkoholowa, chemiczna z nutami acetonu i sklepu z rozpuszczalnikami. W smaku gryząca i ostra, nie zachęcała, by skosztować jej więcej. Poszukiwania klasycznych akcentów wanilii, kokosa czy innych bourbono-pochodnych tematów spełzły na niczym. Ciężko było przebić się przez ścianę kiepskiego bimbru. Ta whisky nawet mnie, o przyjaznym usposobieniu i łagodnym charakterze, zaczęła irytować. Nie był to zdecydowanie strzał w dziesiątkę. Dobrze chociaż, że popołudnie w barze mogłem spędzić z mieszkającą na Jurze Dorotą, która tą whisky oceniła podobnie do mnie. Dzięki za wsparcie Dorota!
Dla sprawnego działania strony, korzystamy z technologii, takich jak pliki cookie, do przechowywania i/lub uzyskiwania dostępu do informacji o urządzeniu. Zgoda na te technologie pozwoli nam przetwarzać dane, takie jak np. zachowanie podczas przeglądania. Brak wyrażenia zgody lub jej wycofanie może niekorzystnie wpłynąć na niektóre funkcje strony.
Funkcjonalne
Zawsze aktywne
Przechowywanie lub dostęp do danych technicznych jest ściśle konieczny do uzasadnionego celu umożliwienia korzystania z konkretnej usługi wyraźnie żądanej przez subskrybenta lub użytkownika, lub wyłącznie w celu przeprowadzenia transmisji komunikatu przez sieć łączności elektronicznej.
Preferencje
Przechowywanie lub dostęp techniczny jest niezbędny do uzasadnionego celu przechowywania preferencji, o które nie prosi subskrybent lub użytkownik.
Statystyka
Przechowywanie techniczne lub dostęp, który jest używany wyłącznie do celów statystycznych.Przechowywanie techniczne lub dostęp, który jest używany wyłącznie do anonimowych celów statystycznych. Bez wezwania do sądu, dobrowolnego podporządkowania się dostawcy usług internetowych lub dodatkowych zapisów od strony trzeciej, informacje przechowywane lub pobierane wyłącznie w tym celu zwykle nie mogą być wykorzystywane do identyfikacji użytkownika.
Marketing
Przechowywanie lub dostęp techniczny jest wymagany do tworzenia profili użytkowników w celu wysyłania reklam lub śledzenia użytkownika na stronie internetowej lub na kilku stronach internetowych w podobnych celach marketingowych.