Edradour

E, Highland, Zwiedzone

O destylarni Edradour można pisać dobrze, albo tylko dobrze. Co by nie mówić, mam do niej zawsze po drodze. Usytuowana w centralnej Szkocji, w miejscowości Pitlochry, bardzo blisko od głównej arterii drogowej kraju – drogi A9. Jadąc na północ, w kierunku Highlands czy Speyside, w 90% przypadków wybiera się właśnie tę drogę. I wręcz grubiaństwem byłoby nie odwiedzenie tej mikroskopijnej destylarni. Chociaż tour odbyłem tylko raz, w maju 2016 roku, to gościem sklepu i baru byłem tak często, iż nie jestem w stanie tego zliczyć.

Edradour drzwi do swoich włości otwiera tylko w sezonie letnim, czyli między kwietniem a październikiem i tylko od poniedziałku do piątku. W pozostałych miesiącach toury i sam sklep są mocno ograniczone. Nie przeszkadza to jednak w uzyskaniu miana jednej z najchętniej odwiedzanych szkockich gorzelni. Z pewnością lokalizacja przy tak uczęszczanej drodze, jak również piękne położenie wśród gór i strumieni czyni to miejsce wyjątkowym. Białe budynki z czerwonymi drzwiami są chętnie fotografowane przez turystów, a dostępna na miejscu whisky przyciąga największych malkontentów. Najbliższą sąsiadką Edradour jest destylarnia Blair Athol, mieszcząca się w centrum Pitlochry, do której można dojść pieszo przez las i pola. Gwarancja udanego spaceru jest murowana.

Edradour oferuje najróżniejsze toury, od zupełnie podstawowych do skrojonych na miarę pod klientów klasy VIP. Oferta wycieczek aktualizowana jest dość często, więc polecam odwiedzenie strony internetowej przed wyruszeniem na miejsce. Tego dnia kupując bilet podstawowy spróbowałem Edradour 10letniej, 12letniej Caledonia Selection oraz mlecznego likieru na bazie whisky. Wszystko to w pokoju multimedialnym dostosowanym do obsługi dużych grup odwiedzających. Nabywając bilet na zwiedzanie destylarni otrzymujemy możliwość wstąpienia do baru z whisky. A jest to bar szczególny. W ofercie są whisky wystawione na sprzedaż w sklepie, w cenach bez jakiejkolwiek marży! Bardzo uczciwa polityka, zważywszy jeśli ktoś chciałby spróbować whisky przed jej zakupem – wystarczy zapłacić za 50ml równowartość 1/14 całości butelki. I to nie tylko z portfolio Edradour, ale także każdej oferowanej przez Signatory i dostępnej do zakupu. Pamiętam, że czekając na przewodnika zamówiłem Edradour z serii Straight from the Cask w wersji finiszowanej w beczkach po Barolo. Ślepy strzał, ale wróciłem do domu z całą butelką.

Zaczynając jednak od początku, warto wspomnieć, że destylarnię założono w 1825 jako konsorcjum lokalnych farmerów i przez długie lata znajdowała się w rękach właścicieli lub ich spadkobierców (rok 1825 to jednak nie do końca data prawdziwa. Faktycznie destylarnię zbudowano w roku 1837, a prawo do legalnego tworzenia spirytusu wniósł jeden ze wspólników z innej, istniejącej i należącej do niego destylarni, właśnie z roku 1825). Dopiero 1922 roku następuje przejęcie jej przez Williama Whiteley’a. Postać ta jest szczególnie interesująca – używając swoich koneksji zapewniał stały zbyt swojej whisky w Stanach Zjednoczonych w trakcie trwania prohibicji. Ściśle współpracował z Frankiem Costello, mafiosem zajmującym się przemytem alkoholu, który był inspiracją dla Maria Puzo do stworzenia postaci Vita Corleone. I tak, niewielka destylarnia w sercu Szkocji miała swój związek z amerykańską mafią. Do roku 1982 kilkukrotnie zmieniała właścicieli, aby stać się częścią koncernu Pernod Ricard, które wykorzystywało moce produkcyjne destylarni do tworzenia swoich blendów. Dopiero rok 2002 kształtuje destylarnię w jej obecnej formie. Wykupuje ją niezależny bottler Signatory, który zmienia politykę produkcji i koncentruje się na tworzeniu single maltów. Od wtedy nadchodzą złote czasy dla Edradour, która rozpoczyna eksperymenty ze starzeniem whisky w najbardziej wręcz egzotycznych beczkach.

W kwestiach technicznych moce przerobowe to niespełna 100tys. litrów alkoholu rocznie (produkowanego przez 2 osoby). Taka ilość zapewnia możliwość wypełnienia około 12 beczek tygodniowo. Całoroczna produkcja Edradour odpowiada tygodniowej produkcji Glenfiddich. Spirytus produkują 2 alembiki, o niespotykanych nigdzie indziej kształtach, których opisu się nie podejmę – trzeba zobaczyć je na własne oczy. Wartym zaznaczenia jest fakt, iż alembiki są tak małe, że zmniejszenie ich pojemności o chociażby jeden litr spowodowałoby, że gorzelnia zostałaby uznana za nielegalną. Nic więc dziwnego, że jeszcze w 2016 roku Edradour uznawane było za najmniejszą szkocką destylarnię i umieszczało tę informację na etykietach swoich butelek. Później zmiana przepisów umożliwiła tworzenie mniejszych gorzelni, a Edradour zastąpił napis “Scotland’s Smallest Distillery” na “Scotland’s Little Gem”. Pełni obrazu dopełnia reszta aparatury produkcyjnej. Chłodnica do brzeczki to ostatni przedstawiciel swojego gatunku w Szkocji, oryginalna chłodziarka Mortona z 1933 roku, która działa do dziś. Kadź zacierna wykonana jest z żeliwa, a wężownica skraplająca alkohol wystawiona jest na zewnątrz budynku. Rozwiązania te są już od dawna nieaktualne, nisko wydajne, ale może w tym tkwi sukces destylarni, która jakość przedkłada nad ilość. Rozbudowywane są natomiast magazyny, a w 2007 roku uruchomiono własną linię do butelkowania. W tym aspekcie pachnie już nowością.

Przy tak małym wolumenie produkcji poraża wręcz dostępność edycji. Serie takie jak Distillery Bottling, Straight from the Cask czy Natural Cask Strenght zapewniają szeroki wybór produktów. Butelkowania z pojedynczych beczek gwarantują, że przy każdym odwiedzeniu sklepu natrafia się na coś nowego. Trudno jest zliczyć wykorzystywane do starzenia beczki. Porto, Barolo, Rum, Sherry, Madera, Burgundy, Chardonnay … długo by wymieniać. Cieszy powszechny brak karmelizacji, rozcieńczania czy filtracji. Przy tak małej produkcji właścicielom łatwiej jest zapanować nad stanami magazynowymi, zapewne znają każdą beczkę z imienia i selekcja tych gotowych udaje się jak nigdzie indziej. A i o mały włos zapomniałbym wspomnieć o torfowym obliczu Edradour. Ta mocno dymna (50ppm) whisky została nazwana Ballechin i można powtórzyć o niej to wszystko co napisałem o klasycznej Edradour. Z dopiskiem “torfowa” oczywiście. Dorzucając na koniec fakt, że Signatory jako właściciel destylarni posiada swoje magazyny wypełnione beczkami z whisky z destylarni z całej Szkocji, można dostać w tym miejscu zawrotu głowy.

Edradour to destylarnia niezwykle ciekawa, niepowtarzalna i wciągająca. Pomimo niewielkiej produkcji rozpieszcza miłośników whisky ilością edycji, jakością i ceną. Trudno tutaj o powtarzalność i przewidywalność, ale to akurat w tej destylarni cenię najbardziej. Odrobina przypadkowości i szczęścia dodaje Edradour wiele uroku.

Tymczasem w kieliszku

Edradour 10 yo, 07.05.2008/22.05.2018, OB, 58,8%, Straight From The Cask – Sherry Cask Matured, Sherry Butt, 975 butelek, beczka #48

Butelkę nabyłem z myślą o otwarciu jej podczas jakiegoś ważnego wydarzenia. Wizyta Whisky My Wife na Islay z pewnością na takie miano zasługuje, więc czystej krwi Edradour w mocy beczki, z jednej sherry butt o krwisto czerwonym kolorze wzięła udział jako whisky w blind tastingu. Nasze “wpisowe”, co by dużo nie pisać, zmiażdżyło 17letnią Glenfarclas w oficjalnym wydaniu, która była drugą dostarczoną przez nas whisky. Uczestnicy szybko odgadli, że jest to Edradour, ponieważ rok wcześniej kupiliśmy na spotkanie podobną butelkę, więc zaskoczenia nie było – przejrzeli nas! Co do samej whisky: tak się robi sherry bomby. Gęsta, ciemna, oleista. Przeładowana aromatem rodzynek, czekolady, kawy i dębu. Ilekroć wkłada się nos do kieliszka, inne zapachy przejmują kontrolę. Raz jest bardziej czekoladowa, raz bardziej kawowa. I tak w kółko. Piękna sprawa. Na języku ilość ładunku smakowego jest ogromna, powoduje mrowienie w jamie ustnej, whisky powleka jej całą powierzchnię. Przyjemna goryczka dębu zdecydowanie dominuje, w tle sporo karmelu, ziołowych cukierków na ból gardła i orzechów. Rozbudowana pozycja, w której finisz trwa w najlepsze – długi, dębowo-kawowy. Niemożliwa do wypicia na jedno czy dwa posiedzenia. Whisky do większego namysłu, skupienia i odpoczynku. Pasuje do kominka. Na Islay też pasowała, chociaż z torfem nie ma nic wspólnego.

Edradour 13 yo, 26.03.2002/06.04.2015, OB, 56,4%, Straight From The Cask – Barolo Cask Finish, Hogshead + Barolo Wine Cask Finish, 415 butelek

Już sama nazwa tej whisky zwiastuje poważny temat. I tak też było – nabyta osobiście przeze mnie w destylarni butelka nacechowana jest od samego początku tylko dobrymi wspomnieniami. Ślepy traf chciał, że mając 10 minut do rozpoczęcia zwiedzania gorzelni, w barze zamówiłem właśnie tę whisky. Wśród wielu nie do końca znanych mi nazw win, po których beczki finiszowały złoty trunek z tej niegdyś najmniejszej destylarni Szkocji, Barolo brzmiało wyjątkowo dumnie. Czym jest Barolo? Wtedy nie miałem bladego pojęcia, czasu na analizę również mi brakowało, więc szczerze przyznam – to był strzał. Ale za to jaki!

Po powrocie z wyprawy znalazłem kilka przydatnych informacji. Wino Barolo jest cierpkim włoskim winem, o genialnym bukiecie. Nie produkuje się go zbyt wiele, a co za tym idzie jest winem z wyższej półki, produkowanym tylko w jednym miejscu na świecie. Jak każde dobre gatunkowo wino ma roczniki lepsze i gorsze. W świecie winiarzy Barolo zyskało sporą renomę i ugruntowało swoją pozycję. Trudno się dziwić, że o nim nie słyszałem wcześniej, bo i moja wiedza o winach jest dość marna, tak i przedział cenowy zdecydowanie nieodpowiedni dla mojej kieszeni. Szkoda, bo temat ciekawy, a mnie ominął dość szerokim łukiem. Pocieszam się tylko faktem, iż w centrum Glasgow znajduje się restauracja Barolo Grill, w której to wiedzę o trunku zamierzam uzupełnić bardzo szybko.

W barze destylarni Edradour czekała mnie wspaniała niespodzianka. Zamówiona przeze mnie whisky była niezwykle intrygująca. W zapachu działo się bardzo wiele, leśne owoce zmieszane z czekoladą robiły robotę. W smaku coś pięknego, gorzka whisky o smaku włoskich orzechów. Rozgrzewała długo i równomiernie, aż szkoda było pić coś innego w trakcie oprowadzania po budynkach destylarni. Na taki strzał liczyłem!

Gdy tour dobiegł końca ruszyłem do sklepu, gdzie znów czekało mnie miłe zaskoczenie – drewniana skrzyneczka, służąca za opakowanie dla tej butelki, była w białym kolorze. Akurat pasowała mi do pokoju! Prestiżu dodawały dokładne daty destylacji i starzenia na poszczególnych etapach produkcji, umieszczone na etykiecie butelki. Wszystkie znaki utwierdzały mnie o słuszności zakupu. Wtedy była to najdroższa pojedyncza butelka, którą kupiłem. W dodatku 0,5l. Nie żałowałem ani chwili.

Z otwarciem jej czekałem na odpowiednią okazję, która nadarzyła się dopiero pół roku później. Miło było znowu usiąść przy dobrej whisky. Do whisky, do której sięgałem tylko w szczególnych chwilach, najczęściej częstując nią gości, których nie widziałem od dłuższego czasu.

Ostatecznie pozostałość tego zacnego trunku ofiarowałem jednemu z organizatorów wyjazdu do Szkocji – Grzesiowi z bloga whiskymywife.pl jako podziękowanie za możliwość uczestnictwa w kilku dniach ich wyprawy. Co ciekawe Edradour zajął zaszczytne 2 miejsce podczas degustacji w ciemno, deklasując 11 innych pozycji (w tym 12 letnią Bunnahabhain Manzanilla!) ustępując tylko zwycięzcy Mannochmore 25 yo.

Tak kończą dobre whisky. Ciężko je pić, bo świadomość, że się kończą jest nie do zniesienia. Jedna butelka – ciekawa historia, która sprawia, że whisky to coś więcej. Tymczasem – Grzesiu – na zdrowie!