Cardhu to jedna z tych destylarni, która ma dla mnie szczególne znaczenie. Ciąg przypadkowych zdarzeń doprowadził do tego, że wziąłem udział w prywatnym tourze. I mimo tego, że podstawowa oferta prezentowanych whisky zazwyczaj nie kojarzy się z pierwszą ligą, to ja o Cardhu będę mówić zawsze przez pryzmat tamtej wycieczki, czyli zdecydowanie dobrze. O tym, że whisky to głównie ludzie, a życiem rządzi przypadek dowiedziałem się w lipcu 2017 roku, a Cardhu była wtedy moją 21szą zwiedzoną destylarnią.
Od razu muszę nadmienić, że nie brałem udziału w standardowym, oferowanym na miejscu tourze. Nie próbowałem też wtedy whisky z portfolio i nie wiem do dzisiaj jak wygląda proces zwiedzania destylarni. Miałem to szczęście, że wspólnie z żoną zostaliśmy zaproszeni na wizytę w progach Cardhu przez William’a Hutchison’a, szerzej znanego jako Buzz. Ale od początku. Dwa dni przed opisywanymi wydarzeniami mieliśmy przyjemność poznać osobiście Daniela i Grzesia z bloga WhiskyMyWife (do lektury którego serdecznie zapraszam). Spotkanie miało miejsce w Lossiemouth na północy w Szkocji w trakcie degustacji w ciemno w hotelu, w którym mieliśmy zarezerwowany nocleg. Na swoje usprawiedliwienie powiem tylko, że tego dnia byłem jeszcze rano w pracy, sam przejazd na miejsce zajął nam ponad 4 godziny i nie miałem czasu i możliwości dobrze zjeść. Nie zdawałem sobie także sprawy z poziomu wtajemniczenia gospodarzy, czego skutek był dość oczywisty, a jest mi on wypominany przez Panów do dzisiaj, przy każdej okazji odpowiedniej do żartów. Konsekwencje zlekceważenia przeciwników były takie, że zaplanowana na kolejny dzień wspólna wycieczka do Cardhu odbyła się bez naszego udziału. Spotkaliśmy się dopiero w drugiej zaplanowanej na tamten dzień destylarni, a mianowicie Strathisla. Po zwiedzaniu dowiedzieliśmy się, że poranny gospodarz Cardhu – Buzz – zaprosił uczestników do swojego domu w celu podziwiania jego kolekcji whisky. W tym wydarzeniu braliśmy udział już wspólnie, a sam Buzz orientując się, że jesteśmy nowi i ominęliśmy Cardhu zaproponował tour kolejnego dnia. Takiego zaproszenia nie mogliśmy odmówić.
Biorąc udział w zwiedzaniu Cardhu miałem możliwość zobaczenia miejsc, do których nie mają wstępu zwykli uczestnicy. Do ciekawszych należy hala z kadziami fermentacyjnymi zrobionymi ze stali nierdzewnej, która sprytnie ukryta jest przed zwiedzającymi, którzy oglądają tylko te zrobione z drewna. Spróbowanie brzeczki z kadzi nie stanowiło problemu, jak również poczęstunek whisky wprost z beczki po sherry z 1987 roku. Na wspomnienie tamtego aromatu człowiekowi uśmiech sam ciśnie się na usta. Zakładam, że przy polityce bezpieczeństwa DIAGEO takie smaczki nie miałyby miejsca w trakcie konwencjonalnych odwiedzin.
Aby zachować ciągłość pomiędzy poszczególnymi wpisami o destylarniach dodam rys historyczny. Destylarnię założył w 1824 roku John Cumming i prowadził ją aż do swojej śmierci w 1846 roku. Utrzymywana była w rękach rodziny do 1893 roku, kiedy została przejęta przez firmę John Walker & Sons of Kilmarnock za kwotę 20500 funtów. W 1925 staje się częścią Distillers Company Ltd i po kolejnych przekształceniach utrzymuje się w grupie DIAGEO jako destylarnia szczególna, będąca duchowym domem ich najlepiej sprzedającego się blenda – Johnniego Walkera. Wartym uwagi jest rok 1884, w którym przechodząc rozbudowę destylarnia zdecydowała się odsprzedać własne alembiki Williamowi Grantowi. Ten, jeszcze w tym samym roku, w okresie bożego narodzenia destyluje pierwszą partię Glenfiddich właśnie z alembików pochodzących z Cardhu.
Aby móc doznać na własnej skórze magii Cardhu trzeba udać się do samego serca regionu Speyside, do miasteczka Knockando. Podróżując na północ drogą A9 wybiera się najczęściej zjazd na drogę A95, chociaż co odważniejsi mogą wybrać drogę dłuższą, ale bardziej malowniczą przez park narodowy Cairngorms. Wystarczy na wysokości Perth zboczyć w drogę A93. Emocje gwarantowane, szczególnie dla kierowcy, bo wąskie dróżki i duże pochylenia dają się we znaki. Rekompensatą są natomiast piękne widoki. Docierając do celu można w pobliżu zwiedzić destylarnię Macallan, Cragganmore czy Glenfarclas. W tamtej okolicy każdy whiskopijca znajdzie coś dla siebie.
W kwestiach technicznych moce przerobowe to nieco ponad 3 miliony litrów czystego alkoholu rocznie, produkowanego z 6 alembików. Wykorzystywany słód jest bardzo lekko torfowy, beczki używane do starzenia w głównej mierze są beczkami po bourbonie, a rzadziej po sherry. Przygniatająca cześć produkcji jest przeznaczona do zestawiania blendów spod marki Johnnie Walker, ale edycje single malt są szeroko dostępne, zarówno bez oznaczenia wieku (jak na przykład Cardhu Gold Reserve) jak i z jego oznaczeniem. Whisky z destylarni Cardhu jest praktycznie nieobecna u niezależnych bottlerów, kilka edycji wypuściło SMWS czy Signatory, ale spróbowanie ich dzisiaj graniczny z cudem. Cardhu pojawia się jednak w serii DSR i tam najczęściej trzeba szukać nowości. DIAGEO nie sprzedaje swoich beczek, doskonale wie jaki zrobić użytek ze swoją whisky.
Podsumowując wspomnę tylko o znajdującym się przy destylarni muzeum Johnniego Walkera. Obejrzenie tak wielu przedmiotów związanych z najlepiej sprzedającą się marką whisky na świecie jest doświadczeniem szczególnie miłym. Do wizyty w Cardhu będę namawiać każdego, pomimo faktu, iż Buzz odszedł już na emeryturę. Mam nadzieję, że jego następca będzie równie godnie reprezentować tę destylarnię. A poprzeczka została ustawiona bardzo wysoko.