Destylarnię Ardbeg odwiedziłem tak wiele razy, że nie jestem w stanie podać dokładnej liczby wizyt. Bywałem zupełnie prywatnie, przejazdem, przy okazji, w ramach sesji zdjęciowej (za i przed obiektywem), w sklepie, na kawie, na obiedzie… Nie przeszkadzała mi nawet lokalizacja na końcu świata, czyli na końcu Islay. Pomimo tego, ani razu nie załapałem się na tour, więc dalej ta ikona stylu pozostaje na mojej liście jako niezaliczona. Jak do tego doszło? Nie wiem. Kwestia czasu, aż nadrobię tę zaległość.
Ardbeg to legenda. I z tym raczej nie ma co dyskutować. Stare whisky, szczególnie te z lat 70tych, to whisky które kalibrują skalę i pokazują gdzie leży 9 i 10 na osi punktacji. I jak każda legenda zmaga się z problemami czasów dzisiejszych. Nie omija jej stwierdzenie, iż “kiedyś to były Ardbegi, a teraz to ich nie ma”. Nowe wypusty to z reguły whisky naładowane marketingiem, bez oznaczenia wieku, przeważnie dobre, częściej przeciętne, nigdy już wyjątkowe. Single caski i edycje very rare to już pozycje dla zdeterminowanych koneserów, którzy portfel mają wypełniony platynowymi kartami. Jednak przede wszystkim są obiektem westchnień handlarzy, ponieważ wszystkie edycje drożeją w tempie lawinowym. Ale gdzie to wszystko się zaczęło?
Dokładnie w 1815 roku z inicjatywy Johna MacDougalla. Myślę, że zbędne będzie wyliczanie kolejnych osób odpowiedzialnych za kierowanie destylarnią. Wystarczy powiedzieć, że przez ponad 150 lat pozostała ona w rękach prywatnych, aż do roku 1977, kiedy to Hiram Walker & Sons Ltd zostaje nowym właścicielem. Zaledwie kilka lat rządów nowych władz doprowadza do wstrzymania produkcji w 1981 roku. Odwrócenie sytuacji następuje w 1989 roku wraz z kolejną zmianą właścicieli. Allied Distillers postanawiają wznowić działanie w ograniczonej ilości, wystarczającej do zaspokojenia własnych potrzeb w kwestii produkcji blendów. Decydują się jednak na kolejny przestój w 1996 roku, aby rok później oddać destylarnię w ręce The Glenmorangie plc. Obie gorzelnie finalnie w 2004 roku zostają kupione przez LVMH Louis Vuitton Moët Hennessy. Gigant świata mody i posiadacz największej ilości marek dóbr luksusowych wytycza nowy kierunek rozwoju Ardbeg.
W kwestiach technicznych moce przerobowe to 1,1 miliona litrów czystego alkoholu rocznie z jednej pary alembików (dane na 2021 rok). Zaplanowana rozbudowa podwoi produkcję. Wybudowano już nową halę dla alembików, oczywiście przeszkloną, majestatycznie spoglądającą w stronę oceanu. Polityka zarządzania beczkami w LVMH skutkuje wykorzystaniem beczek po najrozmaitszych alkoholach: w głównej mierze po bourbonie i po sherry, ale także po winach czy rumie. Mająca opinię torfowego potwora z Islay, Ardbeg używa słodu o zatorfieniu rzędu 50 ppm. Dzisiaj jedynie Octomore może pochwalić się większym zadymieniem. Oficjalne portfolio jest dość ubogie – flagową pozycją jest wersja 10letnia, ponadto kilka edycji bez oznaczenia wieku: Uigeadail, Corryvreckan, An Oa. Relatywnie niedawno do stałego składu dołączyła 5letnia Wee Beastie wywołując spore zamieszanie związane z jej ceną. Zaledwie 8 funtów tańsza od 10letniej pokazuje, że ceny w Ardbeg dawno już poszybowały w kosmos. Dodatkowo co roku w ramach klubu Ardbeg Committee pojawiają się limitowane edycje w białych etykietach o zwiększonej zawartości alkoholu oraz edycje festiwalowe (w czarnych etykietach) o obniżonej mocy. Naturalnie sprzedają się w kilka minut. Jak i wszelkie single caski i bardziej limitowane pozycje. Z Ardbeg sprzedaje się wszystko… i wypływa chwilę później na portalach aukcyjnych w niebotycznych kwotach.
Jeśli jednak na chwilę zapomnimy o whisky warto rozejrzeć się po okolicy:
- Obowiązkowym jest posiadanie zdjęcia z krzyżem Kildalton (jednym z najstarszych pomników chrześcijaństwa w Szkocji, datowanym na VIII wiek). Z kieliszkiem w ręce będzie wyglądać wzorowo.
- Na całym południowym wybrzeżu Islay tu i ówdzie można też natrafić na wylegujące się na skałach foki. Szczególnie zachęcają fotografów do pieszych spacerów.
- W niedalekiej okolicy samej destylarni możemy zupełnie przypadkowo natknąć się na kolejne gorzelnie. Lagavulin i Laphroaig również kuszą spragnionych.
Gdy tylko zwiedzę tę destylarnię uzupełnię notkę o brakujące informacje uwzględniające degustację, poziom obsługi klienta czy gościnność właścicieli. Obiecuję!