Caol Ila

C, Islay, Zwiedzone

Był dość pogodny poranek 18 września 2018 roku. Właśnie szykowaliśmy się do powrotu do domu, po ponad tygodniowym urlopie na wyspach Jura i Islay. Whisky wciąż huczała w głowie, łupy zostały pozyskane, sampelki skrupulatnie opisane i pozostała już tylko ostatnia prosta w podróży. W oczekiwaniu między promami z Jury na Islay i z Islay to Kennacraig pojawiło się niewielkie okno czasowe, w sam raz na małe odwiedziny. Zobaczyliśmy już w tym czasie większość destylarni, które chcieliśmy odhaczyć na naszej liście za pierwszym podejściem i Caol Ila nie była uwzględniona w tym spisie. Niemniej jednak była tak blisko, że rzutem na taśmę postanowiliśmy udać się na małe zwiedzanie. Jak się później okazało, czasem warto dać się ponieść ślepemu losowi, a to co nas spotkało zapamiętaliśmy na długo.

Destylarnia Caol Ila jest najbliżej położonym tego typu obiektem od przystani Port Askaig na północy Islay (jak dostać się na Islay, opisywałem już niejednokrotnie – odsyłam więc do innych postów). Dystans równy 1,2 mili można bez obaw pokonać w 7 minut samochodem. Budynki zakładu położone są nad samą cieśniną oddzielającą Islay od Jury o tej samej nazwie co gorzelnia. Otoczenie natury to najpiękniejsze atrakcje w pobliżu. Warto poświęcić kilka dłuższych chwil, aby w pełni napawać się widokiem gór nad samą wodą, z kieliszkiem whisky w ręce oczywiście.

Caol Ila zaprasza w swoje progi szerokim wyborem dostępnych opcji zwiedzania. Uderzyła nas wspaniale niska cena biletu obejmująca degustację whisky nalewanych wprost z beczek. 25 funtów za możliwość spróbowania 5 whisky w tym 4 czerpanych osobiście z baryłek to w porównaniu do konkurencji absolutna okazja! Jeśli ktoś miałby ochotę, Caol Ila oferuje także testowanie whisky w połączeniu z czekoladkami. Uśmiech w stronę Pań.

Nasza degustacja przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Najbardziej uprzejmy przewodnik z jakim mieliśmy okazję się spotkać podczas wycieczek w destylarniach Diageo miał tylko jeden cel. Mieliśmy wyjść z Caol Ila zadowoleni. I efekt ten uzyskał lejąc nam w kieliszki takie porcje whisky, o których niejeden mógłby pomarzyć. Wspomnę tylko, iż próbując solidnie każdej z pozycji, pozostałą resztę odlewaliśmy do małych buteleczek uzyskując w ten sposób 100 ml najprzedniejszej whisky. Każdej. Czyli zadowoleni, z rumieńcami na twarzy wyszliśmy dzierżąc pół litra whisky w ręku. Inni uczestnicy tego tourne nie posiadając buteleczek pili wszystko. I nie było z nimi kontaktu pod koniec degustacji! A w portfolio tego popołudnia były takie pozycje jak 15letnia wersja nietorfowa z DSR 2016 oraz nabierane wprost z beczek 6, 12, 22 i 30 letnie whisky. “Quality and quantity” jakby to powiedział typowy Szkot. Brawa dla DIAGEO!

Sam zakład został założony w 1846 roku przez Hectora Hendersona i szybko został przejęty przez firmę z Glasgow zajmującą się tworzeniem blendów, a mianowicie Bulloch Lade & Co w 1863 roku. W 1927 roku protoplasta DIAGEO, Distillers Company Ltd przejmuje destylarnię i dokonuje serii modernizacji. Przełomowy rok 1974 kończy 2 letni okres rozbudowy instalacją 6 potężnych i wysokich alembików. Ofiarą tych przebudów zostały niestety budynki słodowni i suszarni. W następstwie tych zdarzeń, gotowy słód transportowany jest z Port Ellen i co ciekawe, jest identyczny jak ten, używany w siostrzanej Lagavulin. Warto więc pokusić się o spróbowanie którejś z edycji sprzed modernizacji, co nie ukrywam, może już dzisiaj być trudne. Warto wspomnieć o specjalnie zbudowanym nadbrzeżu, którym to transportowano dawniej słód i węgiel do destylarni, a odbierano gotową whisky. Dziś już nie ma takiej potrzeby, a szkoda. Byłby to pewnie piękny, o ile nie jedyny już dzisiaj, widok.

W kwestiach technicznych moce przerobowe to ponad 6 milionów czystego spirytusu rocznie. Wynik ten klasyfikuje Caol Ila jako największego producenta szkockiej na Islay. Większość produkcji trafia do blendów, w głównej mierze to JW Black Label, ale po roku 2002 właściciele zdecydowali, aby rozpocząć budowanie regularnej oferty single maltów. Dziś, obok podstawowej edycji 12letniej, dostępne są warianty 18 i 25letnie, Cask Strength, nieoznaczona wiekiem Moch oraz coraz częstsze Distillery Edition. Szczególnie jednak ciekawym zjawiskiem są edycje nietorfowe, zapoczątkowane w 2006 roku. Brak osłony torfowości na poziomie 30-35 ppm dostępnej w klasycznych wersjach daje nam niezwykle ciekawy materiał do porównania. Wartym podkreślenia jest specjalnie prowadzony proces produkcji, polegający na innym, niż w Lagavulin, momencie odcięcia poszczególnych frakcji alkoholu. Kształt alembików również odciska swoje piętno na destylacie. W efekcie końcowym, new make jest o wiele lżejszy od tego pochodzącego z Lagavulin, jest zdecydowanie mniej torfowy, a w zestawieniu z długością starzenia w beczkach staje się z czasem jeszcze subtelniejszy.

Każdego miłośnika whisky ucieszy fakt, iż na rynku znajdują się nieskończone edycje Caol Ila dostępne w sprzedaży u niezależnych bottlerów. Caol Ila to w ofercie Gordon and MacPhail najczęściej butelkowana destylarnia. Warto zapamiętać. Przegląd wariacji na ten temat jest tak szeroki, iż każdy może znaleźć Caol Ilę dopasowaną do własnych upodobań. Ciekawostką jest też fakt, iż w czasach dzisiejszych całość produkcji wywożona jest do magazynów znajdujących się w centralnej, nazwijmy to “lądowej”, części Szkocji. Na Islay nie przechowuje się już w zasadzie żadnych beczek, może z wykluczeniem tych udostępnionych dla zwiedzających w trakcie degustacji. Trudno się temu faktowi dziwić, taka ilość alkoholu potrzebowałaby ogromnych przestrzeni magazynowych, a w tej części Islay byłoby o nie trudno.

Na zakończenie dodam, iż pracownicy obsługujący aparaturę do destylacji mają zapewnione najlepsze warunki pracy. Widok z przeszklonej hali alembików na zatokę oraz piętrzące się nad nią szczyty gór na wyspie Jura, to w słoneczny dzień jeden z najpiękniejszych widoków dostępnych na Islay. Czyż to nie jest wystarczająca zachęta, aby próbować odkryć unikatowość tej dymno-cytrusowej whisky?

 

Tymczasem w kieliszku

Caol Ila 6 yo, 2012/2018, OB, 60,9%, Refill American Oak, Warehouse Tasting, beczka #320239

Degustacja rozszerzona w magazynie destylarni. Whisky prosto nabierane z beczek. Czego chcieć więcej? A można, chociażby starszej edycji. Rozumiem, że ta konkretna pozycja to wstęp do bardziej interesujących doznań, ale ogólnie słaby start. Czuć alkohol i inne chemiczne, niezbyt przyjemne zapachy. Pali w język, gryzie w przełyk, moc jest z nami, czyli dokładnie to czego można spodziewać się po 6letniej Caol Ila. Brakuje wszystkiego, nie ma niczego, a to co dobre jeszcze nie nadeszło. I nie nadejdzie, bo ktoś w destylarni nie dał jej czasu, aby dojrzeć. Chciałbym powiedzieć coś “na plus” w tym temacie, ale zwyczajnie, brakuje mi słów. Zauważyłem jednak pewną prawidłowość: otóż whisky ta smakuje lepiej gdy już wypije się kilka innych dramów. Może kryterium doboru kolejności degustacji powinno być ustawione nie na wiek, a na zawartość alkoholu? Wtedy możnaby ukryć wiele niedociągnięć tej selekcji. A tak, człowiek może się tylko zestresować, że dużo zapłacił za bilet, a wita się go czymś takim.

Caol Ila 12 yo, OB, 43%

W tym miejscu przygoda z Caol Ila ma swój początek. Zapewne większość z nas nieświadomie spotkała się z tą destylarnią w trakcie degustacji Johnnie Walker Black Label – Caol Ila wszakże jest jedną z jej głównych składników. W kategorii single malt pojawiła się relatywnie niedawno, kiedy to Diageo postanowiło zmienić oblicze marki i ukazać ją jako pełnokrwistą whisky słodową. A wszakże jest się czym chwalić! 12letnia Caol Ila w swojej kategorii cenowej nie bierze jeńców – jest dobra, smaczna, dostępna i tania. Torf nie zdaje się dominować nad całością aromatu. Whisky jest krzepka, świeża i w niczym nie przypomina siostrzanej Lagavulin. Na uwagę zasługuje jej oleista konsystencja. Powleka podniebienie bardzo szybko, oferując dzięki temu pełnię torfowo-dymnych doznań. Jest też sporo skoszonej trawy i wilgoci wyczuwalnej po deszczu. Znajdzie się też zielone jabłko. Uwielbiam ją za jej kwasowość. Jedynie nad finiszem popracowałbym nieco uważniej, ponieważ jest zdecydowanie zbyt prostolinijny, zbyt monotonny. Nie przysłania on jednak tak licznych, posiadanych przez tą whisky, zalet. Zaskakująco pasowałaby zarówno do ulewnego popołudnia, jak i ciepłego poranka. Szczególnie dobrze smakuje nad brzegiem morza. A z destylarnią w tle to już wybornie. A taką to degustację miałem okazję uskutecznić.

Caol Ila 30 yo, 1988/2018, OB, 56,5%, First fill Oloroso, Warehouse Tasting, beczka #985

Punkt kulminacyjny programu rozszerzonej degustacji. Punkt, na który warto było czekać. I chociaż whisky ta nie wywarła na mnie dobrego pierwszego wrażenia, polubiliśmy się później. Urzeka pięknym, głębokim kolorem, 30 lat zrobiło swoje. W zapachu to dojrzała whisky, pełna, można napisać, że “trąci starocią”. Mi z początku ta starość zupełnie nie podeszła, uważałem ją za zbyt przytłaczającą. Na myśl przyciągała zapach starych, zakurzonych drewnianych półek z książkami w skórzanych oprawach. Albo się temat lubi, albo nie. Dopiero po dłuższej analizie dostrzegłem ciekawsze zjawiska. Tytoń i kawa w gęstym wydaniu. Bardzo esencjonalne aromaty, nieoczywiste dla whisky z beczek po Oloroso. Brakuje słodyczy, która ustępuje miejsca przytłaczającej wytrawności. Zaryzykuję stwierdzeniem, że whisky zbyt mocno nasiąkła drewnem, które zdominowało całość. Ogólny obraz tej whisky jest dobry, z naciskiem, że nawet bardzo. Trzeba przy niej usiąść, chwilkę się zastanowić, pomyśleć. Chociażby dlatego warta była spróbowania i całej wycieczki na Islay.