Oban

Highland, O, Zwiedzone

Destylarnię Oban, znajdującą się na zachodnim brzegu Szkocji w miejscowości o tej samej nazwie, zwiedziłem jako trzecią w trakcie mojego, trwającego do dziś, tourne (zaraz po Auchentoshan i Glengoyne). Jak sięgam pamięcią był to 11 września 2015 roku. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, iż jest to destylarnia spod szyldu DIAGEO, że można zbierać pieczątki do specjalnej książeczki, które gwarantują darmowy wstęp … ogólnie mało w tamtym czasie wiedziałem. Ale skoro bakcyl został połknięty, to już nie było odwrotu.

Sam klimat destylarni jest bardzo unikatowy. Położona w samym środku miasta destylarnia pięknie komponuje się z otaczającymi budynkami. Te same budynki jednak uniemożliwiają dalszą rozbudowę zakładu z powodu fizycznego braku miejsca. Tak więc Oban skazana jest na bycie małą i piękną w miasteczku o wyjątkowo nadmorskim charakterze. Opcje zwiedzania są bardzo różne, od krótkiego przejścia zakończonego degustacją wersji 14letniej do możliwości oprowadzenia przez samego menadżera destylarni. Typowo jak dla DIAGEO. My zdecydowaliśmy się na tour z możliwością wypicia whisky prosto z beczki i ogólnie nie żałowaliśmy tego wyboru. Młody i miły Pan Przewodnik poczęstował nas również kandyzowanym imbirem, co dodatkowo rozszerzyło nasz światopogląd na temat łączenia whisky z jedzeniem. Dostępny dla zwiedzających jest też bar oraz osobne miejsce do degustacji (stać nie trzeba!).

Dojazd do samego miasta jest bardzo prosty, ponieważ większość drogowskazów na północ od Glasgow wskazuje Oban, jako główny port załadunkowy dla każdego chcącego kontynuować swoją podróż na okoliczne wyspy. Droga w tę część Szkocji jest niezwykle malownicza, głównie z uwagi na konieczność przejazdu przez Park Narodowy Loch Lomond. Osobiście zawsze preferuję odrobinę dłuższą drogę biegnącą przez Inveraray, gdzie koniecznie trzeba wstąpić na kawę w bajkowym, wręcz Disney’owskim zamku i spacer po otaczających go ogrodach (koniecznie zwróćcie uwagę na działo leżące przed wejściem do zamku!). W dalszej części podróży na północ w kierunku Oban mijamy jedną z najbardziej malowniczych ruin zamkowych w Szkocji, mianowicie zamek Kilchurn. Oblany z trzech stron jeziorem Loch Awe, otoczony górami jest jednym z najchętniej fotografowanych obiektów w kraju. Nic dziwnego, że nietrudno natknąć się tam na ludzi uzbrojonych w aparaty i kamery. No i wędkarzy. W końcu każdy wie, że szczupak bierze lepiej z zamkiem w tle!

Co do samej destylarni wyróżnia ją fakt, iż sprzedażą single maltów zajmowała się od bardzo dawna, bo już od końca lat 80. XIX wieku. Przy ogólnym trendzie konsumpcji blendów było to dość nietypowe zjawisko. Założona w 1794 roku (co czyni ją jedną z najstarszych destylarni w Szkocji), klasycznie przechodziła z rąk do rąk, miewała też okresy przestoju, aby finalnie znaleźć się pod skrzydłami DIAGEO.

Z uwag technicznych destylarnia produkuje niewiele więcej niż 700tys. litrów czystego alkoholu rocznie, z 1 pary alembików. Słód jest delikatnie torfowy, a używane beczki to w dużej mierze beczki po Bourbonie. Jeżeli miałbym pokusić się o opis klasycznego profilu smakowego tworzonego przez destylarnię, to sól i pomarańcze mogłyby wydawać się tutaj właściwe. Whisky z destylarni Oban są dość rzadkie, również u niezależnych bottlerów nie występują zbyt często.

Słowem, miejsce zdecydowanie godne polecenia. Droga to celu sama w sobie usiana jest atrakcjami, a zwieńczenie podróży w postaci wizyty w destylarni to dobry plan na całodniowy wypad na północny-zachód Szkocji. Oban samo w sobie jest też dobrym miejscem do kontynuowania eksploracji tych rejonów, czy to dalej na północ czy na pobliskie wyspy. Sama destylarnia, choć niewielka i nienastawiona na produkcję rozmaitych wypustów, ujmuje urokiem osobistym i wysokim poziomem produktów. Mniej, a więcej.

I na zakończenie polecenie służbowe – koniecznym do odhaczenia w Oban po degustacji jest odwiedzenie jednej z lokalnych restauracji serwującej owoce morza. Absolutne mistrzostwo!

Edit (13.11.2021)

Po ponad 6cio letniej przerwie moja stopa znów przekroczyła próg destylarni Oban. Jakoś nigdy nie było po drodze, aby zajechać aż tak daleko na północny-zachód. Speyside i Islay to i owszem, ale do Oban… aż do teraz. Co się w tym czasie zmieniło? A no przybyło mi parę kilo, wypadło mi o kilka włosów za dużo, i oczywiście pojawił się w naszej drużynie kolejny fan (a właściwie fanka) whisky. A na poważnie to dalej w Oban rządzi Diageo i to zawsze wytycza korporacyjny poziom.

Doświadczenie, które nabyłem w trakcie tej przerwy sprawia, że od gościnności, poziomu obsługi, a przede wszystkim od samej whisky, oczekuję już pewnych standardów. A w Diageo bez zmian. Przewodnik patrzył się nieustannie na zegarek, żeby tylko nie przekroczyć ustawowej godziny, bar był nieczynny (Covid oczywiście), hand filla człowiek nie napełni, bo się buteleczki 200ml skończyły (sic!), a whisky… Ech… 14yo może jeszcze się broni, ale im dalej w las tym gorzej. Little Bay tragiczna, Distillery Edition taka sobie, a 9yo nalana prosto z beczki po bourbonie niestety ciekawa jak żarty prowadzącego. Całość za 20f za wejście. Zaobserwowałem jedynie powiększenie asortymentu względem poprzedniej wizyty. I w sumie co z tego, skoro wybór jak w polskiej polityce. A ceny większe niż w supermarkecie obok. Tak się nie robi!

Nie będę już specjalnie nadkładać drogi, aby zawitać w to miejsce (chyba, że ktoś mnie poprosi). Byłem, widziałem, starczy. Broni się oczywiście samo miasteczko, owoce morza nie zawiodły jak zwykle, a rybka z frytkami była taka jak być powinna. Czas w końcu ustawić wizytę na Mull, wtedy Oban odwiedzę po raz kolejny.

 

Tymczasem w kieliszku

Oban Little Bay Reserve, OB, 43%, The Night’s Watch Game of Thrones Limited Edition

Oj oj oj… Co tu się wydarzyło? Napędzana popularnością serialu seria 8 “limitowanych” whisky została wypuszczona przez DIAGEO na chwilę przed premierą ostatniego sezonu przygód w krainie Westeros. Jedyną z nich jest prezentowana tutaj w pięknej, innej niż pozostałe, czarnej butelce nie zdradzającej zawartości, Oban. Nazwana szumnie nocną strażą miała czuwać nad nami w trakcie degustacji. Ale jak słabo wyszło, to już przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Wiedziałem, że za tak mocną machiną propagandową nie musi wcale iść wyjątkowa whisky. Ale żeby aż tak to upodlić… Ręce opadają mili Państwo. Pamiętam tylko wzrok mojego szanownego kolegi Adama podczas testowania tego wypustu. Zapewne mocno przypominał mój, jakże smutny wyraz twarzy. Dziennikarskim obowiązkiem było spróbowanie tego malta, który bliżej ma do jakiegoś kiepskiego blenda, niż do pełnoprawnej whisky. W moich notatkach z tamtego wieczoru na stronie poświęconej tej Oban pojawiają się wyrazy takie jak: akcenty chemiczne, aceton, wodorosty. Jeśli ktoś szuka takich wrażeń to zapraszam. Wielu ludzi jednak trzyma całą serię w celach powiedzmy to, inwestycyjnych. Tej czarnej butelki pozbyłbym się możliwie szybko, póki jeszcze nikt nie zauważył co jest w środku.

Oban 14 yo, OB, 43%

W moim odczuciu jedna z najbardziej udanych podstawowych edycji z portfolio DIAGEO (chyba zaraz po Lagavulin 16 yo, ale to inna para kaloszy). Wydłużony okres starzenia do 14 lat i delikatnie podniesiona moc do 43% to dobre znaki. Martwi dodanie karmelu i filtracja na zimno, ale jako produkt przeznaczony dla większego grona odbiorców w tym segmencie cenowym, tłumaczy wykonane działania. Do produkcji wykorzystuje się głównie beczki po Bourbonie z niewielką domieszką beczek po sherry. Whisky oddaje charakter miejsca, w którym jest tworzona – przywodzi na myśl małą, portową wioskę, szum fal i słoność morskiej bryzy. Są tutaj pomarańcze i włoskie orzechy i przyjemnie długi słony finisz. Jest inaczej, jest dobrze, jest kompleksowo i przekrojowo. Whisky bardzo ciekawa, a próbowana w połączeniu z kandyzowanym imbirem zapada na długo w pamięci.

Oban 14 yo, 1999/2014, OB, 43%, Distillers Edition, Montilla Fino Cask Finish

Wersja podstawowa doczekała się serii po liftingu. Klasyczną 14tkę na kilka dodatkowych miesięcy umieszczono w beczkach po hiszpańskim winie z regionu Montilla. Wzbogaciło to whisky o bardziej wytrawny, momentami wręcz kwaśny charakter. Z pewnością nie jest nijaka czy podobna do innych whisky. Słoność zaczyna dzielić miejsce z kwasowością, a pomarańcze zmieniły odmianę na bardziej gorzką. Dalej jest równie dobrze, bo finisz nie ginie zbyt szybko, trwa dłuższą chwilę i ma tendencję do zmiany z każdym kolejnym łykiem. Trunek wymaga skupienia i rozwagi. Kolejny mały skarb z małej destylarni.